Kochani!
Jasiek kończy swoją drugą serię zabiegów w Kolonii. Dzielnie znosi naświetlania, codzienne pobieranie krwi, szczepionki z wirusa i badania. Na moje pytania jak się dzisiaj czuje słyszę niezmienną odpowiedź "Dooobrze!". To mnie bardzo cieszy, tym bardziej że lekarze są z wyników Jasia bardzo zadowoleni.
Wczoraj jednak niepodziewanie Jasiek zadzwonił do mnie z samego rana i od razu po tym jak odebrałam telefon zmienionym głosem powiedział, że Piotrek umarł. Piotrek to młodszy kolega Jasia ze szpitala, razem z Jaśkiem jeździli na naświetlania a potem spali łóżko w łóżko w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Podziwialiśmy go za uśmiech mimo strasznych cierpień jakie przechodził, nigdy się nie skarżył, ani nie płakał... Jak zostałam sama z Jaśkiem w szpitalu na noc to jego rodzice wyściskali mnie i byli serdecznymi przewodnikami po szpitalnych korytarzach. Chłopaki zaprzyjaźnili się po tym jak Jasiek zainstalował mu w komórce najnowszą wersję jego ulubionej gry, od tego czasu Jasiu stał się guru dla młodszych kolegów i chętnie im pomagał w ciągłych problemach ze sprzętem na oddziale.
Słyszeliśmy, że nagle wyniki krwi się popsuły i niestety tym razem się nie udało. Tata Piotrusia napisał, że być może taki mały dzielny chłopczyk bardziej potrzebny był Panu Bogu w niebie...
Janek strasznie to przeżywa, a my razem z nim.
Jasiu powiedział mi, że bardzo się wystraszył, że to może także jego spotkać. Od początku choroby Jasiek pyta nas czy umrze. Zawsze odpowiadamy mu to samo - każdy umrze, tylko na Ciebie jeszcze nie pora. Dlatego trzeba walczyć - dzielnie znosić zabiegi, jeść, ćwiczyć, nie poddawać się. Jasiek jest bardzo dzielny. Jeszcze weekend w Kolonii. W poniedziałek ostatni zabieg i powrót do domu na 3 tygodnie. Codzienną relację z pobytu Jasia w Kolonii opisuje tata na swoim profilu na facebooku (link).
Piotrusiu, to był zaszczyt Ciebie poznać, będziemy tęsknić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz